FF z dedykacją dla Yixingscrotch ^^ Tutaj tak trochę współ aŁtoreczką jest BetaAlbert. Sporo tu zmieniła XD Było już bardzo późno, a ty dopiero wracałaś ze szkoły. Na zewnątrz wszystko powiła ciemność. Nie lubiłaś chodzić sama po nocach. Kroczyłaś długą, ciemną alejką. W takich momentach okolica wyglądała całkiem inaczej niż za dnia. Zamyślona skręciłaś w następną uliczkę. Tuż przed sobą zobaczyłaś czarny terenowy samochód, a w okół niego skupionych trzech mężczyzn. Zauważyłaś, że jeden z nich wskazał palcem na ciebie. Wystraszyłaś się. Postać ruszyła w twoją stronę. Nie wiedziałaś co robić. Sparaliżował cię strach. Było już za późno, gdy odzyskałaś zdrowy rozsądek. Napastnik złapał cię ręce i zasłonił czymś usta. Chciałaś się wyrwać, ale on był silniejszy od ciebie. Wrzucił cię do samochodu. Wtedy reszta wsiadła do pojazdu i odjechaliście. Krzyczałaś, żeby cię wypuścili, ale oni tylko się śmiali i rozmawiali między sobą. Gdybyś miała chociaż trochę siły mogłabyś uciec - otworzyłabyś drzwi i wyskoczyła. Tylko czy to by coś dało? Pewnie i tak by po ciebie wrócili. Nagle poczułaś ostry ból na głowie, tuż obok skroni. Zemdlałaś. Obudziłaś się w zagraconym wagonie pociągu. Było ciemno, wilgotno i zimno. Rozpłakałaś się. Zadawałaś sobie ciągle te same pytania - "Dlaczego ja? Gdzie do cholery jestem?". Wtedy przy suficie zauważyłaś mały lufcik, przez który wpadała niewielka ilość światła. Stojąc na beczce wyjrzałaś przez okienko. Jechaliście przez las. Na dworze już się ściemniło, co oznaczało, że byłaś nieprzytomna przez cały dzień. Powoli zaczęły docierać do ciebie bodźce, jakie wysyłało ci ciało - byłaś głodna, bolał cię brzuch oraz głowa. Nie wiedząc co masz zrobić, skuliłaś się pod ścianą i zaczęłaś cicho łkać. Nagle poczułaś, że się zatrzymujecie. Po chwili drzwi od przedziału otworzyły się i do środka weszło dwoje mężczyzn. Złapali cię i wywlekli z wagonu. Nawet nie próbowałaś z nimi walczyć, wiedziałaś, że to już koniec. Przez jakiś czas szliście leśną szosą. Po kilku minutach zobaczyłaś wielką willę. Weszliście do środka. Porywacze zaprowadzili cię do pokoju i zamknęli drzwi na klucz. Rozejrzałaś się w okół siebie. Pomieszczenie standardem znacznie różniło się od twojego ostatniego miejsca przetrzymywania, jednak nadal były to "spartańskie" warunki. Twoim oczom ukazało się dwu-osobowe łóżko, szafka nocna oraz ogromna szafa. Podeszłaś do okna. Widok z niego nie był zbyt zdumiewający. Drzewa - i nic więcej. Trzymali cię w jakimś zakichanym lesie, na kompletnym pustkowiu. Twój telefon nie łapał tutaj zasięgu. Byłaś tak głodna, że nie miałaś nawet siły by stać. Położyłaś się na posłaniu. Po chwili drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł mężczyzna. Trzymał tacę z jedzeniem. Położył ją na szafce nocnej i usiadł obok ciebie.
-K-Kim jesteś? - zapytałaś
-Masz siłę aby jeść? - zmienił temat, nawet nie odpowiadając na twoje pytanie.
-T-tak, ale... - nie zdążyłaś dokończyć, ponieważ nieznajomy wyszedł w połowie zdania. Spojrzałaś na jedzenie. Wyglądało pysznie. I rzeczywiście, było naprawdę smaczne.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a do środka weszli dwaj faceci. Złapali cię i zaprowadzili do innego pokoju. Posadzili na krześle i przywiązali do niego. Wtedy twoim oczom ukazał się... Chłopak, niewiele starszy od ciebie. Zdziwił cię jego młody wiek, oraz to, że był ubrany w garnitur. Przeszył cię wzrokiem, następnie spojrzał na swoich pomocników.
-Idioci! - krzyknął. - Miała być w nienaruszonym stanie!
Jego ludzie spojrzeli po sobie, nie bardzo rozumiejąc.
-Ma zadrapanie na czole! Przynieście apteczkę, natychmiast! - rozkazał. Nie trzeba było im powtarzać dwa razy. Osobnik stojący najbliżej pobiegł po przedmiot. Gdy już wrócił, ich szef - jak już się domyśliłaś - wziął od niego apteczkę i kazał wszystkim opuścić pomieszczenie. Wyciągnął z pudełka wodę utlenioną oraz wacik i zdezynfekował ranę. Syknęłaś z bólu.
-Dlaczego mi to robisz? Dlaczego mnie porwaliście? - zapytałaś
-Nie mogę ci tego powiedzieć.
-Ale... Nie zabijecie mnie, prawda?
-Oczywiście, że nie. Jesteś mi bardzo potrzebna.
-Do okupu?
-Można tak powiedzieć. - cały czas mówił z całkowitą obojętnością w głosie. Z twarzy również nie dało się wyczytać żadnych emocji. Trochę cię to przerażało.
-Powiesz mi chociaż jak masz na imię? - spytałaś. Chłopak spojrzał na ciebie. Jego wzrok był niczym porażenie prądem. Przeszły cię ciarki. Nastąpiła chwila ciszy.
-Kris. -odpowiedział po chwili wahania.
-Ja jestem...
-____. Wiem kim jesteś.
-Chciałam być po prostu miła. - uśmiechnęłaś się.
-Nie boisz się?
-Boję się. Ale staram się nie okazywać strachu.
-To dobrze. Skończyłem. - Chłopak odsunął się od ciebie. Twoje ranka była już opatrzona.
-Jeśli będziesz współpracowała, to wypuścimy się szybciej.
-Więc co mam robić?
-Najpierw odpowiedz na kilka pytań. Gdzie jest twój ojciec?
-Mój ojciec? Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Wyjechał 4 lata temu, od tamtego czasu go nie widziałam.
-Słyszałem, że ostatnio wrócił?
-Co?! - Nie wierzyłaś w jego słowa. -T-to niemożliwe. Nienawidzę go. - zaczęłaś ronić łzy. - Jeśli chcieliście dostać okup za mnie, to wam to nie wyjdzie. On dawno o mnie zapomniał.
-Wcale nie chcemy okupu. Mieliśmy go po prostu tobą "zwabić" i się go... Pozbyć.
-Czyli, że... Zabić? - Chłopak pokiwał głową. Nie wiedziałaś co o tym myśleć. Z jednej strony sama chciałaś aby on zniknął, ale to twój ojciec. Kochałaś go, mimo wszystko. Ale jednak bardziej czułaś do niego nienawiść, niż miłość.
-Ale dlaczego chcecie się go pozbyć? - zapytałaś.
-Jest mi winny tyle kasy, że w życiu się z tego nie wypłaci. Poza tym, już kilka razy nam umknął. W końcu musi ponieść konsekwencje swoich czynów.
-Jesteś brutalny.
-Ale skuteczny. - W pokoju zapadła krępująca cisza. Ty nie wiedziałaś co powiedzieć, a Kris nie kwapił się, żeby na nowo rozpocząć rozmowę. W końcu się przełamałaś i cicho zapytałaś.
-Długo będziecie mnie tu trzymać?
-Tak długo aż nie pozbędziemy się twojego ojca. - Westchnęłaś. Chłopak pożegnał się i wyszedł. Jak na porywacza, był zastanawiająco... Uprzejmy i... Poukładany. Cichy, chłodny i obojętny. Nie rzucał się na ciebie, nie naskakiwał. Nie wrzeszczał. Zauważyłaś, że nie zamknął drzwi. Twoja ciekawość zwyciężyła i postanowiłaś się rozejrzeć. Wyszłaś z pomieszczenia. Nie widziałaś nikogo w okolicy, więc poszłaś dalej. Dom był piętrowy. Wchodząc do następnego pomieszczenia wpadłaś na jednego z porywaczy.
-Yah! Co ty tu robisz?! - krzyknął łapiąc cię za ramię.
-Ej! To boli! Puść mnie!
-A to niby czemu? - wrzasnął, ściskając mocniej twoją rękę.
-Bo ja tak mówię. - rozpoznałaś ten beznamiętny głos. Zza rogu wyłonił się Kris.
-Szefie, ona wyszła i...
-Oh, zamknij się. A teraz zostaw ją.
-Tak jest. - puścił twoją rękę i podszedł do młodego mężczyzny.
-Jeśli jeszcze raz ją dotkniesz.... Zapamiętaj tylko, że za to spadnie na ciebie surowa kara.
-R-rozumiem. - Byłaś zdziwiona. Człowiek, który zlecił porwanie... Bronił cię.
Minęło kilka dni, przez które zdążyłaś się zadomowić. Zaczynałaś czuć się jak w domu. Przypomniały ci się strzępki wiadomość z "Informacji" o ofiarach porwań. Wiedziałaś, że czasami zdarzało się tak, że zakładnik przywiązywał się do oprawcy. Czyżbyś i ty miała syndrom sztokholmski? Dostałaś taryfę ulgową. Otrzymałaś kilka ubrań, więc miałaś w czym chodzić. Chodziłaś swobodnie po mieszkaniu, a ostatnio mogłaś nawet wychodzić na dwór. Kilka dni później coś się zmieniło. Kris zaczął częściej z tobą rozmawiać. Przyłapałaś go na tym, że się uśmiechał. Kilka razy próbował cię objąć, ale w ostatniej chwili rezygnował.
-Wiecie już gdzie jest mój ojciec? - zapytałaś pijąc poranną kawę.
-Umm... Tak jakby... - odpowiedział Kris, odkładając swoją filiżankę.
-Czyli?
-Eh. ____, twój ojciec już dawno nie żyje. - trochę zabolały cię te słowa, ale czułaś też nieopisaną ulgę.
-Więc... Dlaczego mnie tu trzymacie?
-Nie chcę, żebyś odchodziła. Przywiązałem się do ciebie. - "
Syndrom sztokholmski u PORYWACZA, serio?" - Zostań ze mną. Proszę. - podszedł do ciebie i objął w pasie.
-Zostaniesz? Błagam... - Nie wiedziałaś co powiedzieć. Przytuliłaś się do niego. Tyle mu wystarczyło.
-Saranghae.
Przywiązanie, czy miłość?
"Ja ciebie też, oppa..."
Podobało się? Zostaw komentarz ^^